sobota, 31 maja 2014

Rozdział XVII cz. 1


*Olivia*

Czekałam wczoraj bardzo długo aż Zayn wróci. Niestety nie doczekałam się, gdyż zasnęłam, bo Safaa mnie lekko wykończyła. Ciągle chciała żebym coś z nią robiła. Nie mogłam odmówić jej gdy zrobiłam swoją popisową minę. Była wtedy taka słodka. Teraz jest po siódmej i leże na łóżku słuchając muzyki. Normalnie to bym jeszcze spała, ale chcę porozmawiać z Zaynem i nie mogę spać przez te wszystkie myśli, które krążą mi po głowie. Chciałabym być już po niej. Nagle dostałam sms-a, którego nadawcą był Zayn.

Śpisz jeszcze? Jeśli chcesz, to przyjdź do mnie :)

Nie odpisałam nic, tylko od razu wyjęłam słuchawki z uszu i wstałam z łóżka. Podeszłam do lustra i gdy zdecydowałam, że moje włosy po śnie wyglądają dobrze, ruszyłam po cichu do pokoju mulata. Gdy chciałam otworzyć drzwi, to drewniana powłoka sama się otworzyła i moim oczom ukazał się Malik.
- Myślałem, że śpisz, bo nie odpisałaś.
- Wolałam od razu przyjść - odparłam i weszłam do wnętrza jego królestwa. Rozejrzałam się po nim i ujrzałam porządek. Wczoraj jeszcze był tu niezły syf!
- Od piątej nie śpię, więc miałem czas na poukładanie parę rzeczy.
- No właśnie widzę - powiedziałam i usiadłam na łóżku.
- Możemy porozmawiać? - spytaliśmy siebie nawzajem jednocześnie. Zaśmiałam się pod nosem i pokiwałam twierdząco głową.
- Mów pierwsza, bo może okaże się, że chcemy pogadać o tym samym - odparł z uśmiechem.
- No dobra. Pamiętasz naszą rozmowę, gdy wtedy Niall nas przyłapał u ciebie w pokoju? - zapytałam, a chłopak pokiwał twierdząco głową. - Ja wtedy powiedziałam, że cię kocham - kontynuowałam, ale niestety ktoś nam musiał przerwać. Do pokoju wszedł Mike z dyrektorką domu dziecka.
- Olivio wracasz do domu dziecka - powiedziała kobieta.
- Ale niby czemu? Ja miałam dzisiaj do pani przyjść i wszystko wytłumaczyć. Proszę mnie od razu nie zabierać - błagałam.
- To proszę wytłumacz mi to wszytko. Masz pięć minut - zażądała.
- No więc tak. Postanowiłam się przejść z Zaynem do lasu. Szliśmy i śmialiśmy się. W pewnym momencie zza zakrętu wyjechało auto. Kierowca był chyba pijany, bo z całej siły uderzył we mnie. Oczywiście sprawca uciekł i nikt z nas nie zapamiętał rejestracji. Zanim poszliśmy na ten spacer, to byliśmy u znajomego Zayna i tam zostawił on telefon, więc gdy oberwałam nie miał jak zadzwonić po pomoc. Z tego co wiem, to niósł mnie na rękach, aby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu lub znaleźć kogo kto mógłby mi pomóc. W pewnym momencie zatrzymał się jakiś chłopak, który zawiózł nas do szpitala. Potem była operacja, wykryli chorobę i od wczoraj jestem tutaj - zakończyłam moją krótką historię. Przez cały czas miałam głowę spuszczoną w dół. Postanowiłam zerknąć na byłego opiekuna i dyrektorkę i wtedy doznałam szoku. W ich oczach były łzy. Co ja takiego powiedziałam?
- Nigdy nie słyszałam czegoś tak pięknego. Mógłby on tam zostać z tobą na tej drodze, ale postanowił cię wziąć na ręce i szukać jakiejkolwiek pomocy. Jesteś bohaterem Zayn - ostatnie słowa skierowała do syna Patrici, która nie wiem kiedy dołączyła do nas.
- Po prostu zrobiłem coś, co zrobiłby każdy mężczyzna, który darzy jakimś uczuciem Olivię - powiedział Zayn, a mnie zatkało. On to powiedział przy wszystkim! W duszy skakałam z radości, a w rzeczywistości siedziałam nieruchomo na łóżku.
- W tej sytuacji nie zabiorę cię stąd, tylko zostało mi powierzenie państwu Malik opiekę nad tobą - oznajmiła.
- A jeżeli moja matka i ojciec będą jej prawnymi opiekunami, to oznacza, że ja nie będę mógł z nią być lub nawet uprawiać seksu?! - zapytał.
- Jezu Zayn! - krzyknęłam.
- No niby tak, ale jeżeli podpiszemy inną umowę, to będziesz mógł być dla panienki Olivii kim tylko chcesz - oświadczyła pani Bailey.
- Mamo podpisz tą drugą - szybko odpowiedział. Uderzyłam się w głowę na to co usłyszałam.
- No nie wiem. Boję się o Liv, co ty jej możesz zrobić - zaśmiała się Pat. Popatrzyłam na Zayna i widziałam jego rozmarzoną minę.
- My zajmiemy się formalnościami w salonie, a wy tu sobie pogadajcie, bo chyba wam w czymś przeszkodziliśmy - powiedział Mike. Uśmiechnęłam się do niego w ramach podziękowania. Po chwili zostaliśmy już sami.
- Na czym skończyliśmy?
- Chciałam ci powiedzieć, że ...

-----
Rozdział krótszy jak widać. Pojawi się druga część, bo niestety zaczęłam pisać rozdział za późno, a że muszę jutro wcześnie wstać, to muszę iść spać. Najpóźniej druga cześć pojawi się za tydzień, choć postaram się dodać wcześniej. Proszę komentujcie, bo to mnie motywuje! Jakoś rewelacyjnie się nie czuję, ale napisałam rozdział. 
Przepraszam za błędy. Rozdział nie sprawdzany. 

Na pewno są tu osoby, których blog też czytam. Wiem, że niektórzy dodali już parę rozdziałów i czekają aż skomentuje. Chciałabym to bardzo nadrobić, ale teraz mam codziennie jakiś sprawdzian lub kartkówkę, więc nie mam kiedy. Bardzo za to przepraszam :(

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział XVI


Przez cały czas chłopacy byli dla siebie mili, spełniali moje zachcianki, opiekowali się mną, ale czy będzie tak samo, gdy wyjdę ze szpitala? Nie mam pojęcia. Może poza budynkiem są dla siebie niemili? Mam nadzieję, że jednak tak nie jest. Chciałabym, aby było tak zawsze, ale czy dadzą rade? Zobaczę po wyjściu ze szpitala, który jest dzisiaj.
- Proszę o siebie dbać, brać leki tak jak pani mówiłem i zaraz wypiszę zwolnienie z wf-u na dwa miesiące. Zapraszam za miesiąc na wizytę kontrolną - powiedział lekarz i wręczył mi papierek z wypisem i zwolnieniem. Od razu przypomniała sobie akcje w szatni. Teraz to cieszyłabym się z tego, ale w najbliższym czasie nic takiego się nie powtórzy.
- Dobrze. Ktoś już przyszedł po mnie? - zapytałam z nadzieją, że będzie to sam Zayn, bo chciałabym z nim pogadać sam na sam.
- Dwójka chłopaków, którzy z panią cały czas byli - odpowiedział grzecznie. Westchnęłam z niezadowolenia i wstałam z łóżka. Jednocześnie do sali  wparował blondyn z mulatem.
- Gotowa? - zapytali równo, a ja się zaśmiałam.
- Tak, możemy iść - podałam im moją torbę i zaczęliśmy iść w stronę wyjścia. Przy recepcji zatrzymała nas pielęgniarka, która opiekowała się mną.
- Proszę, tu jest mój numer. Gdy poczujesz się źle, to przyjadę - odparła i dała mi kawałek kartki.
- Ale nie trzeba. Poradzę sobie - odmówiłam grzecznie.
- Ale lepiej miej go przy sobie, gdybyś nie miała akurat przy sobie nikogo - powiedziała i odeszła. Zdziwiły mnie jej słowa, ale nie przejęłam się nimi za bardzo, tylko wyszliśmy bez słowa z budynku.
- Niestety ja z Zaynem musimy jechać wiesz gdzie i poprosiliśmy Pat, aby po ciebie przyjechała - powiedzieli, a ja posmutniałam. Nie chciałam być z nią sama. Na pewno zacznie mnie wypytywać o różne rzeczy związane z wypadkiem, a ja nawet nie wiem co Zayn jej powiedział!
- Dobra, jedźcie - powiedziałam obojętnie i ruszyłam w stronę samochodu Pat, który przed chwilą wjechał na szpitalny parking.
- Wsiadaj kochanie - powiedziała z uśmiechem kobieta.
- Pojedziemy jeszcze do apteki? Muszę kupić leki - poprosiłam.
- Już o to zadbałam i leżą już u ciebie w pokoju.
- Dziękuję - powiedziałam i zaczęłam podziwiać widoki za oknem. Prawie każdy narzeka na hałas, na ulicach, ale mi go brakowało. Strasznie czułam się w tych czterech białych ścianach, gdzie było bardzo cicho, bo nawet nie było w sali małego telewizora. Dopiero, gdy chłopcy przychodzili było ciekawie, a tak umierałam z nudów.
- Rozmawiałam z dyrektorem domu dziecka. Powiedział, że nie jest zadowolony z tego wypadku, więc chce, abyś wróciła na jakiś czas do ich placówki - powiedziała. Zauważyłam, że posmutniała.
- Ale ja nie chcę. U was jest mi dobrze - próbowałam ją pocieszyć, ale na marne, bo nawet najmniejszy uśmiech nie chciał się pojawić.
- Ale niestety musisz - odparła niechętnie.
- Pójdę jutro tam i poproszę, abym mogła u was zostać. To nie Twoja wina, tylko wyłącznie moja. Widzę, że jesteś smutna z tego powodu, więc postaram się jakoś przekonać dyrektora. Najpierw zacznę od mojego byłego opiekuna, a potem pana Bailey'a.
- Jesteś cudowna, ale nie sądzę, że ci pozwoli zostać.
- Zawsze warto spróbować.
- Masz racje - powiedziała i w końcu zobaczyłam łagodny uśmiech. Przez resztę drogi Patricia opowiadała mi, co działo się w domu, gdy leżałam w szpitalu.
- Liv! - krzyknęła Safaa i zaczęła biec w moją stronę, gdy próbowałam wyjść z auta.
- Cześć mała!
- Brakowało mi ciebie - powiedziała i przytuliła się do mnie mocno.
- Mi ciebie też.
- Potem się poprzytulacie, a teraz Olivia musi odpocząć - odparła Pat.
- No dobrze - powiedziała niechętnie dziewczynka. Wzięłam swoją torbę i po wejściu do domu od razu skierowałam się do pokoju.

*Zayn*

Ja pierdole, ale on jest wkurzający! Nie wiem jak z nim wytrzymałem w zgodzie przez ten czas co siedzieliśmy w szpitalu. Ciągle mi wypomina to, że zakochałem się w Liv. A co mu do tego? Gdyby nie kazał Louisowi w nią wjechać, to nie byłoby całego zamieszania.
- Jesteś wielkim idiotą! Zniszczyłeś mój związek z Olivią. Byłem z nią taki szczęśliwy, a ty musiałeś to spierdolić! - krzyczał blondyn.
- Zamknij się w końcu! - warknął Harry, który przyjechał po nas, bo tylko on i Louis mają prawo jazdy, więc jesteśmy od nich uzależnieni w pewien sposób.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić. Niech ten debil wie co zrobił.
- Ale nie widzisz, że Zayna to nie rusza? - zauważył Harry.
- A mam to w dupie, ale niech wie co czuję.
- Jak nie chcesz dostać z kulki w łeb, to się zamknij! - krzyknąłem i wyjąłem broń z kieszeni. Zastanawia mnie jedna rzecz. Jak to jest możliwe, że nikt nie zauważył mojej broni. Przecież łatwo ją dostrzec.
- Skąd ty ją masz? Jak to jest możliwe, że w szpitalu cię nie złapali? - zapytał się podenerwowany Niall.
- Nie ważne skąd, ale liczy się, że ją mam. A to ze szpitalem, to po prostu było szczęście - odpowiedziałem obojętnie i schowałem pistolet tam gdzie był wcześniej.
- Jesteśmy - oświadczył Harry. Wyszliśmy wszyscy z auta i mój wzrok automatycznie powędrował w stronę Louisa. Zajebie go przy okazji, za to co zrobił mojej kochanej Liv. Ale jest jeden plus tego wszystkiego, wykryto u niej chorobę. Gdyby stało się to później, mogłoby nie skończyć się tylko na tabletkach.
- Jesteś z siebie zadowolony?! - krzyknąłem w stronę pasiastego. Wkurzają mnie już trochę te jego bluzeczki w paseczki. Jest członkiem gangu, więc mógłby ubierać się należycie.
- Tak. Nawet nie wiesz jaki byłem z siebie dumny jak to zrobiłem! A ten widok ciebie, gdy klęczałeś nad jej ciałem był bezcenny.
- Zabije cię - powiedziałem i rzuciłem się na niego z pięściami.
- Weź go zostaw! - ryknął Greg. Niechętnie wstałem z Louisa.
- Masz szczęście, że przyszedł szef - splunąłem na niego.
- Co to ma znaczyć? Kiedyś byliście zgodni, żaden z was się nie bił, robiliście postępy w handlu, byliście najlepsi i nie biliście się o jakieś nic nie warte dziewczyny! A teraz? Nawet The Wanted jest od was lepsze! - mówił z niezadowoleniem.
- Gdyby nie potrącił jej specjalnie, to nic by takiego nie było - odparłem.
- Gdyby za wami nie poszła, to nie wiedziałaby o handlu, a wy nie spędzalibyście z nią tak dużo czasu i dwójka z was nie zakochałaby się w niej!
- A gdyby ... - nie dało się przewalić tego argumentu, bo on miał racje. Gdyby za nami nie poszła, to nie pilnowałbym jej, aby nie pisnęła nikomu ani słowa. Może widziałbym ją tylko w pokoju Liama, ale to byłaby ostateczność. Teraz jeszcze ze mną mieszka.
- Za godzinę macie akcje. Chce was widzieć w zgodzie, bo wasze zlecenia wezmą chłopaki z TW i wasza zapłata przeleci wam koło nosa. Zrozumiano? - zapytał wściekły.
- Tak jest szefie - odparliśmy równo. Szef popatrzył na nas ostatni raz i oddalił się.
- Pogodzicie się, czy będziemy tu tak stać? - zapytał Liam.
- Ja idę się przejść. Zaraz wracam - oznajmiłem i ruszyłem w stronę lasku. Musiałem wszystko przemyśleć. Nie chciałem się z nimi kłócić, ale też nie mogłem stracić Liv. Za mocno zawróciła mi w tej mojej pustej głowie. W pewnym momencie usłyszałem czyjeś głosy. Nie były mi one znajome, więc ruszyłem w kierunku, skąd dochodziły. Znalazłem się przy niewielkiej polanie. Niedaleko mnie stała drobna kobieta i masywny mężczyzna. Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni spodni i zacząłem nagrywać, bo coś czuję, że te nagranie się jeszcze przyda.
- Pamiętaj o naszym planie. Najprawdopodobniej panienka Brown będzie jeszcze mieszkała u niego, więc gdy tylko oni pojawią się na miejscu, to ja wkraczam do akcji i zrobię swoje - powiedziała ... pielęgniarka ze szpitala? O co tu kurwa chodzi? Przecież Olivia ma na nazwisko Brown i to właśnie ta kobieta się nią zajmowała! Muszę jak najszybciej powiedzieć o tym chłopakom. Ostrożnie zacząłem się cofać do dróżki, którą szedłem przez cały czas. Gdy do niej dotarłem, to zacząłem biec jak najszybciej się dało.  Gdy do nich dotarłem, to akurat rozmawiali z szefem.
- Dobrze, że jesteś. Właśnie pokazywałem reszcie jak wygląda mężczyzna, z którym spotkacie się za tydzień - powiedział Greg.
- Spoko, ale jest sprawa. Podsłuchałem rozmowę dwóch osób - zacząłem, ale przerwał mi blondyn.
- Matka cię nie nauczyła, że nie ładnie jest tak podsłuchiwać.
- A ciebie, że nie ładnie jest przerywać komuś w połowie zdania? - zamilkł na moje słowa. Uśmiechnąłem się triumfalnie i kontynuowałem.
- Jedną z tych osób jest pielęgniarka, która zajmowała się Olivią - powiedziałem, ale znów mi przerwano.
- Ty znowu o tej dziewczynie. Na pewno coś ci się przesłyszało.
- Nic mi się nie przesłyszało, ale jak nie wierzycie, to sam sobie poradzę.
- Idź lepiej do laryngologa Zayn. A teraz wracamy do sprawy. Spotkacie się z nim w klubie na przedmieściach. Macie sprzedać mu parę kilogramów heroiny.  Jeżeli będzie kombinował, to automatycznie kulka w łeb. Jeszcze jest jego współpracownica. Dowiedziałem się, że jest seryjną zabójczynią, więc miejcie oczy szeroko otwarte, bo jeszcze któryś oberwie.
- Jak wyglądają? - zapytałem, choć na prawdę przejmowała mnie Liv, a nie ta akcja.
- Tak - pokazał zdjęcie, a ja zamarłem.
- Ja ich widziałem na polanie. To oni rozmawiali o Olivii - powiedziałem, a reszta popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Brałeś coś Zayn? Przecież nikt nie odważy się wejść na nasz teren - zakpił szef.
- Nagrałem ich - oznajmiłem i wyciągnąłem telefon, po czym włączyłem im nagranie.
- To jest niemożliwe. Czyżby jej kolejnym celem była Olivia Brown?!
- Wszystko na to wskazuje - powiedziałem smutno.
- Stary nie martw się. Ochronimy ją - pocieszył mnie ... Louis.
- Dzięki, ale teraz niestety musimy iść sprzedać co nieco.
- Masz racje Zayn. Do roboty, a sprawą dziewczyny zajmiemy się później - powiedział Greg. Dał nam towar i ruszyliśmy na miejsce nielegalnych wyścigów.


-----
Cześć. Minęły trzy tygodnie od poprzedniego rozdziału. Jestem wdzięczna tym, co wchodzili na blog i sprawdzali, czy przepadkiem czegoś nie dodałam. A więc tak: ROZDZIAŁ BĘDZIE CO DWA TYGODNIE. Za miesiąc będą już wystawiane oceny, więc trzeba poprawiać niektóre oceny, ale też więcej się uczyć. Postanowiłam, że rozdziały będą dodawane na zmianę. W jeden weekend na YCM, a w drugi tutaj. Wiem, że was zawiodłam, ale szkoła też jest ważna. Przepraszam :((

Proszę komentujcie xx