Przez cały czas chłopacy byli dla siebie mili, spełniali
moje zachcianki, opiekowali się mną, ale czy będzie tak samo, gdy wyjdę ze
szpitala? Nie mam pojęcia. Może poza budynkiem są dla siebie niemili? Mam
nadzieję, że jednak tak nie jest. Chciałabym, aby było tak zawsze, ale czy
dadzą rade? Zobaczę po wyjściu ze szpitala, który jest dzisiaj.
- Proszę o siebie dbać, brać leki tak jak pani mówiłem i
zaraz wypiszę zwolnienie z wf-u na dwa miesiące. Zapraszam za miesiąc na wizytę
kontrolną - powiedział lekarz i wręczył mi papierek z wypisem i zwolnieniem. Od
razu przypomniała sobie akcje w szatni. Teraz to cieszyłabym się z tego, ale w
najbliższym czasie nic takiego się nie powtórzy.
- Dobrze. Ktoś już przyszedł po mnie? - zapytałam z
nadzieją, że będzie to sam Zayn, bo chciałabym z nim pogadać sam na sam.
- Dwójka chłopaków, którzy z panią cały czas byli -
odpowiedział grzecznie. Westchnęłam z niezadowolenia i wstałam z łóżka.
Jednocześnie do sali wparował blondyn z
mulatem.
- Gotowa? - zapytali równo, a ja się zaśmiałam.
- Tak, możemy iść - podałam im moją torbę i zaczęliśmy iść w
stronę wyjścia. Przy recepcji zatrzymała nas pielęgniarka, która opiekowała się
mną.
- Proszę, tu jest mój numer. Gdy poczujesz się źle, to
przyjadę - odparła i dała mi kawałek kartki.
- Ale nie trzeba. Poradzę sobie - odmówiłam grzecznie.
- Ale lepiej miej go przy sobie, gdybyś nie miała akurat
przy sobie nikogo - powiedziała i odeszła. Zdziwiły mnie jej słowa, ale nie
przejęłam się nimi za bardzo, tylko wyszliśmy bez słowa z budynku.
- Niestety ja z Zaynem musimy jechać wiesz gdzie i
poprosiliśmy Pat, aby po ciebie przyjechała - powiedzieli, a ja posmutniałam.
Nie chciałam być z nią sama. Na pewno zacznie mnie wypytywać o różne rzeczy
związane z wypadkiem, a ja nawet nie wiem co Zayn jej powiedział!
- Dobra, jedźcie - powiedziałam obojętnie i ruszyłam w
stronę samochodu Pat, który przed chwilą wjechał na szpitalny parking.
- Wsiadaj kochanie - powiedziała z uśmiechem kobieta.
- Pojedziemy jeszcze do apteki? Muszę kupić leki - poprosiłam.
- Już o to zadbałam i leżą już u ciebie w pokoju.
- Dziękuję - powiedziałam i zaczęłam podziwiać widoki za
oknem. Prawie każdy narzeka na hałas, na ulicach, ale mi go brakowało.
Strasznie czułam się w tych czterech białych ścianach, gdzie było bardzo cicho,
bo nawet nie było w sali małego telewizora. Dopiero, gdy chłopcy przychodzili
było ciekawie, a tak umierałam z nudów.
- Rozmawiałam z dyrektorem domu dziecka. Powiedział, że nie
jest zadowolony z tego wypadku, więc chce, abyś wróciła na jakiś czas do ich
placówki - powiedziała. Zauważyłam, że posmutniała.
- Ale ja nie chcę. U was jest mi dobrze - próbowałam ją
pocieszyć, ale na marne, bo nawet najmniejszy uśmiech nie chciał się pojawić.
- Ale niestety musisz - odparła niechętnie.
- Pójdę jutro tam i poproszę, abym mogła u was zostać. To
nie Twoja wina, tylko wyłącznie moja. Widzę, że jesteś smutna z tego powodu,
więc postaram się jakoś przekonać dyrektora. Najpierw zacznę od mojego byłego
opiekuna, a potem pana Bailey'a.
- Jesteś cudowna, ale nie sądzę, że ci pozwoli zostać.
- Zawsze warto spróbować.
- Masz racje - powiedziała i w końcu zobaczyłam łagodny
uśmiech. Przez resztę drogi Patricia opowiadała mi, co działo się w domu, gdy
leżałam w szpitalu.
- Liv! - krzyknęła Safaa i zaczęła biec w moją stronę, gdy
próbowałam wyjść z auta.
- Cześć mała!
- Brakowało mi ciebie - powiedziała i przytuliła się do mnie
mocno.
- Mi ciebie też.
- Potem się poprzytulacie, a teraz Olivia musi odpocząć -
odparła Pat.
- No dobrze - powiedziała niechętnie dziewczynka. Wzięłam
swoją torbę i po wejściu do domu od razu skierowałam się do pokoju.
*Zayn*
Ja pierdole, ale on jest wkurzający! Nie wiem jak z nim
wytrzymałem w zgodzie przez ten czas co siedzieliśmy w szpitalu. Ciągle mi
wypomina to, że zakochałem się w Liv. A co mu do tego? Gdyby nie kazał Louisowi
w nią wjechać, to nie byłoby całego zamieszania.
- Jesteś wielkim idiotą! Zniszczyłeś mój związek z Olivią.
Byłem z nią taki szczęśliwy, a ty musiałeś to spierdolić! - krzyczał blondyn.
- Zamknij się w końcu! - warknął Harry, który przyjechał po
nas, bo tylko on i Louis mają prawo jazdy, więc jesteśmy od nich uzależnieni w
pewien sposób.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić. Niech ten debil wie co
zrobił.
- Ale nie widzisz, że Zayna to nie rusza? - zauważył Harry.
- A mam to w dupie, ale niech wie co czuję.
- Jak nie chcesz dostać z kulki w łeb, to się zamknij! -
krzyknąłem i wyjąłem broń z kieszeni. Zastanawia mnie jedna rzecz. Jak to jest
możliwe, że nikt nie zauważył mojej broni. Przecież łatwo ją dostrzec.
- Skąd ty ją masz? Jak to jest możliwe, że w szpitalu cię
nie złapali? - zapytał się podenerwowany Niall.
- Nie ważne skąd, ale liczy się, że ją mam. A to ze
szpitalem, to po prostu było szczęście - odpowiedziałem obojętnie i schowałem
pistolet tam gdzie był wcześniej.
- Jesteśmy - oświadczył Harry. Wyszliśmy wszyscy z auta i mój
wzrok automatycznie powędrował w stronę Louisa. Zajebie go przy okazji, za to
co zrobił mojej kochanej Liv. Ale jest jeden plus tego wszystkiego, wykryto u
niej chorobę. Gdyby stało się to później, mogłoby nie skończyć się tylko na
tabletkach.
- Jesteś z siebie zadowolony?! - krzyknąłem w stronę
pasiastego. Wkurzają mnie już trochę te jego bluzeczki w paseczki. Jest
członkiem gangu, więc mógłby ubierać się należycie.
- Tak. Nawet nie wiesz jaki byłem z siebie dumny jak to
zrobiłem! A ten widok ciebie, gdy klęczałeś nad jej ciałem był bezcenny.
- Zabije cię - powiedziałem i rzuciłem się na niego z
pięściami.
- Weź go zostaw! - ryknął Greg. Niechętnie wstałem z Louisa.
- Masz szczęście, że przyszedł szef - splunąłem na niego.
- Co to ma znaczyć? Kiedyś byliście zgodni, żaden z was się
nie bił, robiliście postępy w handlu, byliście najlepsi i nie biliście się o
jakieś nic nie warte dziewczyny! A teraz? Nawet The Wanted jest od was lepsze!
- mówił z niezadowoleniem.
- Gdyby nie potrącił jej specjalnie, to nic by takiego nie
było - odparłem.
- Gdyby za wami nie poszła, to nie wiedziałaby o handlu, a
wy nie spędzalibyście z nią tak dużo czasu i dwójka z was nie zakochałaby się w
niej!
- A gdyby ... - nie dało się przewalić tego argumentu, bo on
miał racje. Gdyby za nami nie poszła, to nie pilnowałbym jej, aby nie pisnęła
nikomu ani słowa. Może widziałbym ją tylko w pokoju Liama, ale to byłaby
ostateczność. Teraz jeszcze ze mną mieszka.
- Za godzinę macie akcje. Chce was widzieć w zgodzie, bo
wasze zlecenia wezmą chłopaki z TW i wasza zapłata przeleci wam koło nosa.
Zrozumiano? - zapytał wściekły.
- Tak jest szefie - odparliśmy równo. Szef popatrzył na nas
ostatni raz i oddalił się.
- Pogodzicie się, czy będziemy tu tak stać? - zapytał Liam.
- Ja idę się przejść. Zaraz wracam - oznajmiłem i ruszyłem w
stronę lasku. Musiałem wszystko przemyśleć. Nie chciałem się z nimi kłócić, ale
też nie mogłem stracić Liv. Za mocno zawróciła mi w tej mojej pustej głowie. W
pewnym momencie usłyszałem czyjeś głosy. Nie były mi one znajome, więc ruszyłem
w kierunku, skąd dochodziły. Znalazłem się przy niewielkiej polanie. Niedaleko mnie
stała drobna kobieta i masywny mężczyzna. Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni
spodni i zacząłem nagrywać, bo coś czuję, że te nagranie się jeszcze przyda.
- Pamiętaj o naszym planie. Najprawdopodobniej panienka
Brown będzie jeszcze mieszkała u niego, więc gdy tylko oni pojawią się na miejscu,
to ja wkraczam do akcji i zrobię swoje - powiedziała ... pielęgniarka ze szpitala?
O co tu kurwa chodzi? Przecież Olivia ma na nazwisko Brown i to właśnie ta
kobieta się nią zajmowała! Muszę jak najszybciej powiedzieć o tym chłopakom.
Ostrożnie zacząłem się cofać do dróżki, którą szedłem przez cały czas. Gdy do
niej dotarłem, to zacząłem biec jak najszybciej się dało. Gdy do nich dotarłem, to akurat rozmawiali z
szefem.
- Dobrze, że jesteś. Właśnie pokazywałem reszcie jak wygląda
mężczyzna, z którym spotkacie się za tydzień - powiedział Greg.
- Spoko, ale jest sprawa. Podsłuchałem rozmowę dwóch osób -
zacząłem, ale przerwał mi blondyn.
- Matka cię nie nauczyła, że nie ładnie jest tak
podsłuchiwać.
- A ciebie, że nie ładnie jest przerywać komuś w połowie
zdania? - zamilkł na moje słowa. Uśmiechnąłem się triumfalnie i kontynuowałem.
- Jedną z tych osób jest pielęgniarka, która zajmowała się
Olivią - powiedziałem, ale znów mi przerwano.
- Ty znowu o tej dziewczynie. Na pewno coś ci się
przesłyszało.
- Nic mi się nie przesłyszało, ale jak nie wierzycie, to sam
sobie poradzę.
- Idź lepiej do laryngologa Zayn. A teraz wracamy do sprawy.
Spotkacie się z nim w klubie na przedmieściach. Macie sprzedać mu parę
kilogramów heroiny. Jeżeli będzie
kombinował, to automatycznie kulka w łeb. Jeszcze jest jego współpracownica.
Dowiedziałem się, że jest seryjną zabójczynią, więc miejcie oczy szeroko
otwarte, bo jeszcze któryś oberwie.
- Jak wyglądają? - zapytałem, choć na prawdę przejmowała
mnie Liv, a nie ta akcja.
- Tak - pokazał zdjęcie, a ja zamarłem.
- Ja ich widziałem na polanie. To oni rozmawiali o Olivii -
powiedziałem, a reszta popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Brałeś coś Zayn? Przecież nikt nie odważy się wejść na
nasz teren - zakpił szef.
- Nagrałem ich - oznajmiłem i wyciągnąłem telefon, po czym
włączyłem im nagranie.
- To jest niemożliwe. Czyżby jej kolejnym celem była Olivia
Brown?!
- Wszystko na to wskazuje - powiedziałem smutno.
- Stary nie martw się. Ochronimy ją - pocieszył mnie ...
Louis.
- Dzięki, ale teraz niestety musimy iść sprzedać co nieco.
- Masz racje Zayn. Do roboty, a sprawą dziewczyny zajmiemy
się później - powiedział Greg. Dał nam towar i ruszyliśmy na miejsce
nielegalnych wyścigów.
-----
Cześć. Minęły trzy tygodnie od poprzedniego rozdziału. Jestem wdzięczna tym, co wchodzili na blog i sprawdzali, czy przepadkiem czegoś nie dodałam. A więc tak: ROZDZIAŁ BĘDZIE CO DWA TYGODNIE. Za miesiąc będą już wystawiane oceny, więc trzeba poprawiać niektóre oceny, ale też więcej się uczyć. Postanowiłam, że rozdziały będą dodawane na zmianę. W jeden weekend na YCM, a w drugi tutaj. Wiem, że was zawiodłam, ale szkoła też jest ważna. Przepraszam :((
Proszę komentujcie xx